„Pewnego dnia poznałem dość młodą dziewczynę, chyba jej się podobałem, gdy z bez większych wahań zgodziła się pójść ze mną. Zaprowadziłem ją do domu, obudziłem żonę i poprosiłem, by opowiedziała, czym jest rodzinne szczęście, naturalnie w jej rozumieniu tego dość nieprzylegającego do rzeczywistości słowa

- Możemy się kochać we trójkę – zaproponowała dziewczyna. - Mnie to zupełnie nie przeszkadza, czy żona, czy sąsiadka.

W kilka dni później pozew rozwodowy już leżał w sądzie. Koronnym argumentem była moja rzekoma amoralność, chociaż z tą dziewczyną do niczego nie doszło. Żonie zupełnie nie przeszkadzał tłum jej kochanków, ale denerwowała ją podobno moja rozwiązłość. Oraz nieuregulowany stosunek do służby wojskowej."